Przejdź do głównej zawartości

Polecane

Kremowa zupa z dyni

  Kremowa zupa z dyni      Skoro dynia jest królową jesieni, to i u nas znajdziecie sposób na przepyszny krem. Zupa ogrzewająca żołądki, zimne dłonie i pobudzająca zmysły. Oto nasza propozycja:   Składniki: ·         1 duża dynia (ok.1800g) ·         1 średnia marchewka ·         1 średnia pietruszka ·         1 duża cebula ·         3 średnie ziemniaki ·         1 średni batat ·         2 łyżki oliwy ·         1,5 – 2l wody ·         Wegeta ·         Galka muszkatołowa ·         Śmietana 18% ·         Dla mięsożerców – boczek           Wszystkie warzywa obrać i pokroić w gruba kostkę. Dynie odseparować do osobnego naczynia (również wydrążoną, obraną i pokrojoną w kostkę). Do dużego garczka wlać dwie łyżki oliwy i wrzucić pokrojone: marchewkę, pietruszkę, ziemniaki, batata i cebulę. Doprawić porządnie wegetą i smażyć na średnim ogniu. Gdy warzywa nabiorą złocistego koloru i lekko się zaczną przypalać dorzucić do garczka dynie. Wszystko dobrze zamieszać i s

Motywacja


Nigdy nie ufaj motywacji!




Już od dłuższego czasu, kiedy codziennie rano brutalnie zostaję wyrwana z objęć Morfeusza pierwsze co sobie myślę to „Cholera, jak mi się nie chce!”. Mój wzrok ogarnia duży pokój razem z kuchnią, i potwierdza się, że sen o panującym w moim domu porządku był tylko snem.  Lepkie rączki ciągną mnie za włosy domagając się natychmiastowego bawienia się z ów księżniczką. A za moimi plecami dzielny rycerz krzyczy już po raz piętnasty „Mamo chciałem kakałko!”. W moim świecie już od dawna nie ma budzikowej opcji „drzemka”. Mama musi wstać równo z dziećmi a najlepiej przed nimi, żeby wszystko było już naszykowane. Szczerze Wam powiem, że ta opcja ze wstawaniem przed dziećmi jest na tyle nierealna, że zdarza mi się zaledwie jeden raz w miesiącu. A może nawet i nie. Do rzeczy!

Zatem wstaję rano i z zaledwie jednym okiem otwartym robię: kakałko, mleko, kanapki, obieram banana, a w międzyczasie jeszcze szykuję musli i mleczko, witaminy, sól morską do nosa, przebieranie, gonienie za dwoma golasami po całym mieszkaniu, dwie próby czesania, trzy próby mycia zębów i wyprawka do żłobka. Żeby nie było tak łatwo, to czekają mnie jeszcze dialogi sokratyczne z moim synem, dlaczego fajnie jest się bawić z dziećmi i warto iść do ów żłobka. Tutaj fantazja ponosi mnie ponad przeciętną, a sam Tolkien mógłby się schować ze swoim Hobbitem. Tym samy ja, albo mój mąż zabieramy Tymka do żłobka, a Weronika czeka w najlepsze na dalszą zabawę. W międzyczasie przygotowuję jeszcze drugie śniadanie dla mojej księżniczki, szykuje ją do drzemki, etc. W trakcie łaskawej przerwy robię około dwugodzinny trening, a siły z desperacją szukam w podwójnym esspresso. Czeka mnie jeszcze szereg obowiązków, nie tylko domowych. I mogłabym tutaj rozpisać Wam cały mój grafik, minuta po minucie, ale nie o to w tym wszystkich chodzi. Nie chciałabym również, żebyście odnieśli wrażenie, że ja czymś się tutaj żalę, i jak bardzo jest mi źle. Zdecydowanie nie! Kocham to co robię! Kocham swoją rodzinę i jeszcze bardziej kocham dbać o nich wszystkich. Bardzo często kosztem swojego wolnego czasu, niewyspania czy zmęczenia. Myślę, że szczególnie każdy rodzic (a może raczej mama) mnie tutaj zrozumie.


Zastanawia mnie tylko, gdzie w tym wszystkim jest motywacja? Ponieważ wcale jej nie czuję! Czy to właśnie miłość motywuje mnie do działania? I to właśnie ona pozwala mi wstać każdego ranka z łóżka i robić to wszystko co robię? Wiecie co? Szczerze, to nie za bardzo kocham sprzątać i prasować. Nieszczególnie też podoba mi się wieczne odkurzanie i zbieranie zabawek z podłogi. Tak samo jest z pracą. Co Was motywuje, żebyście wstali z łóżka i poszli do biura? Pieniądze, spełnienie zawodowe, szacunek, stanowisko? Czy to jest motywacja? Czy przed każdym treningiem macie ogrom energii i eksplozje endorfin? Co Was motywuje do ćwiczeń? Sylwetka, seksapil, ubrania o rozmiar mniejsze?

W kwietniu 2019 roku postanowiłam zmienić swój styl życia. Wybierać mądrze, jeść z głową i świadomie. Postanowiłam, że schudnę i będę już zawsze trzymała się osiągniętego celu. Motywacja była ogromna. Miałam wielkie nakłady energii i niewyobrażalnie kolorowe plany. Cele do osiągnięcia i mocno postawione kropki codziennych zadań do skreślania. Po miesiącu były super efekty – pierwsze pięć kilo spada niesłychanie szybko. Zazwyczaj jest to pozbywanie się wody z organizmu – wtedy tego jeszcze nie wiedziałam. Glikogen wręcz kocha wodę, a fantastyczny opis tego mechanizmu możecie przeczytać u drlifestyle (https://www.drlifestyle.pl/lajfstajl/babskie/dlaczego-moglam-schudnac-3-kg-w-5-dni/). W  jakim stopniu wpływa to na pierwszy okres naszego odchudzania ma bardzo duże znaczenie dla psychiki i tej feralnej motywacji. Po kolejnym miesiącu zaczęły się już schody. Waga stanęła w miejscu i stała tak przez kolejne trzy miesiące. Metodą prób i błędów udało się w końcu ruszyć z miejsca. Jednak nie było już tak kolorowo, a waga nie leciała tak szybko w dół, jakbym tego oczekiwała. Z każdym kolejnym stawaniem na wadze moja motywacja ulatniała się jak dym znad porannego esspresso. W końcu zniknęła gdzieś całkowicie, a mnie już nie szczególnie chciało się jej szukać.

Motywacja jest bardzo zdradliwa. Jest ulotna jak wakacyjna miłość, czy przelotny romans. Jest chwilowy dreszczyk emocji, endorfiny, szczęście, które zwykło bardzo szybko mijać. Wstaje kolejny dzień, a my znowu szukamy obiektu westchnień, kilku komplementów, jakiegokolwiek zaczepienia żeby znowu poczuć to szczęście. Dlatego śmiem twierdzić, że motywacja jest zdradliwa. Już dawno przestałam jej ufać i na niej polegać. Dzisiaj wiem, że jedyną słuszną drogą do osiągnięcia mojego celu jest determinacja, konsekwencja i rutyna. Wszystko po kolei, małymi krokami i systematycznie. Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie zdarza mi się zejść z obranej ścieżki, i że czasami nie zjadam całej tabliczki czekolady. Staram się być ze sobą szczera, tak zwyczajnie. Chyba mi się to należy. Zawsze po takim napadzie słodyczowym mam wyrzuty sumienia, ale otwieram aplikację, wpisuję zjedzone kalorie i odejmuję z kolejnych dni. Uwierzcie mi, że taki widok boli, nie tylko moje oczy, ale i moja duszę, która tak bardzo pragnie osiągnąć swój cel. I tutaj wkracza determinacja, planuje kolejne treningi i kolejny dzień zaczynam z nową energią. Po raz kolejny żegnam ryzykowną kochankę „motywację”, której de facto nigdzie i u nikogo nie znalazłam. I zaczynam wszystko jeszcze raz, znowu na dobrej drodze. Systematyczność jest moja nową przyjaciółką i dzięki niej schudłam już ponad 20 kilo od kwietnia 2019 roku.







Komentarze

Popularne posty